10 sty Ból, cierpienie a medytacja
Od ładnych paru lat neurobiolodzy i neurofizjolodzy z całego świata badają zmiany, które zachodzą w mózgu pod wpływem długotrwałej medytacji.
Jeden z eksperymentów przeprowadzonych przez amerykańskich uczonych miał zbadać reakcję na ból osób medytujących i nie. Uczestniczyły w nim dwie grupki ochotników. Pierwsza składała się ze „zwykłych” ludzi, niemających z medytacją do czynienia, w drugiej grupie znaleźli się buddyjscy mnisi z wieloma tysiącami godzin medytacji na liczniku. Jednym i drugim założono na głowy gustowne czepki z czujnikami i powiedziano, że zostaną ukłuci w ramię, aby zbadać aktywność ich mózgów. Wynik tego badania jest wiele mówiący. Okazało się, że w grupie niemedytujących, ośrodki mózgowe odpowiedzialne za odczuwanie bólu uaktywniły się już w momencie zapowiedzi ukłucia, były oczywiście nadal aktywne w chwili ukłucia i ta aktywność trwała jeszcze jakiś czas po nim. Tak jakby sama wizja ukłucia wywołała pewne „poruszenie” umysłu, obawę przed przyszłym bólem, pewien opór przed tym doświadczeniem. Po ukłuciu zaś trwała jeszcze pamięć tego z pewnością niezbyt przyjemnego doznania. Tym samym badani w tej grupie doświadczali bólu przez sekundę, ale cierpieli o wiele dłużej. W grupie medytujących zaś ośrodki bólu uaktywniły się jedynie w samym momencie ukłucia i natychmiast po nim to wzbudzenie zanikło. Czyż może być lepszy dowód na umiejętność bycia „tu i teraz”, odbierania rzeczywistości taką, jaka jest dzięki medytacyjnemu „treningowi”? Najwyraźniej mnisi, umiejąc panować nad swym umysłem, nie utożsamiając się z nim, nie dopuszczają do uaktywnienia tego, co Eckhart Tolle nazywa „ciałem bolesnym”, co jest czymś w rodzaju nagromadzonej pamięci zranień odciśniętych w naszej psychice.
Oto, co o tym “ciele bolesnym” pisze Tolle:
Ludzie na ogół cierpią niepotrzebnie. Sami stwarzają swój ból, dopóki umysł nie poddany obserwacji kieruje ich życiem. Ból stwarzany tu i teraz bierze się zawsze z pewnego rodzaju niezgody, z bezwiednego oporu wobec tego, co jest. Na poziomie myślowym opór ten przybiera postać osądu. Na poziomie emocjonalnym będzie to taka czy inna postawa negatywna. Nasilenie bólu zależy od natężenia oporu stawianego teraźniejszości, ono zaś z kolei zależy od tego, jak bardzo utożsamiasz się z własnym umysłem. Umysł zawsze stara się negować teraźniejszość i przed nią uciekać. Innymi słowy, im mocniej utożsamiasz się z umysłem, tym więcej cierpisz. Można też powiedzieć, że im bardziej szanujesz i uznajesz teraźniejszość, tym skuteczniej wyzwalasz się spod władzy bólu i cierpienia a także egotycznego umysłu. (…)
Teraźniejszość bywa nieznośna, niemiła albo wręcz okropna.
Jest, jaka jest. Zauważ, jakie umysł przykleja jej etykietki i jak z tego nieustannego metkowania, z ciągłego ferowania wyroków powstaje ból i zgryzota. Kiedy obserwujesz działanie umysłu, wydostajesz się z jego utartych kolein, wyzwalasz spod władzy schematów, wedle których umysł zwykle stawia opór, i nareszcie możesz pozwolić teraźniejszości zaistnieć. Daje ci to pewien posmak wewnętrznej swobody, wyzwolenia spod tyranii zewnętrznych okoliczności, prawdziwego spokoju wewnętrznego. Zobacz, co się wtedy dzieje, i dopiero potem działaj, jeśli okaże się to potrzebne lub możliwe. Zaakceptuj a później działaj. Zgódź się na wszystko, co niesie z sobą teraźniejsza chwila, tak jakbyś sam ją skomponował. Zawsze działaj z nią w zgodzie, nigdy wbrew. Zaprzyjaźnij się z nią i sprzymierz, zamiast wypowiadać wojnę. Twoje życie ulegnie dzięki temu cudownej przemianie. (…)
Dopóki potęga teraźniejszości jest ci niedostępna, każde bolesne emocjonalnie doznanie pozostawia po sobie osad cierpienia. Żyje ono w tobie jeszcze długo po fakcie, miesza się z zadawnionym bólem, który wcześniej w sobie miałeś, i wrasta w umysł i ciało. Zasada ta oczywiście dotyczy także wszystkiego, co wycierpiałeś w dzieciństwie z powodu nieświadomości świata, w którym zdarzyło ci się urodzić. Z nagromadzonego bólu powstaje negatywne pole energetyczne, wypełniające twoje ciało i umysł. Jeśli masz wrażenie, że jest to niewidzialny, odrębny byt, niewiele się mylisz. Z bólu emocjonalnego powstaje bowiem ciało bolesne.(…) Ciało bolesne może dać znać o sobie pod wpływem jakiegokolwiek bodźca, zwłaszcza gdy uruchamia on echa dawnej bolesnej prawidłowości. Kiedy gotowe jest zbudzić się ze snu, wystarczy myśl czy też niewinna uwaga kogoś z najbliższego otoczenia, żeby je uruchomić. (…)
Z chwilą gdy ciało bolesne przejmie władzę nad tobą, twój apetyt na ból wzrośnie. Staniesz się ofiarą lub oprawcą. Zechcesz zadawać cierpienie albo cierpieć, jedno drugiego zresztą nie wyklucza: tak naprawdę niewielka to różnica. Oczywiście nie jesteś tego świadom i będziesz twierdził z zapałem, że wcale bólu nie pragniesz. Ale jeśli uważniej się przyjrzysz, zobaczysz, że twoje myślenie i zachowanie podporządkowane jest temu, aby ból nie ustawał, zarówno twój własny, jak i cudzy. (…) Warunkiem przetrwania ciała bolesnego jest twoje bezwiedne utożsamienie z nim i nieświadomy lęk przed konfrontacją z bólem, który w tobie żyje. Ale jeśli nie spojrzysz temu bólowi prosto w oczy, jeśli nie opromienisz go blaskiem świadomości, będziesz musiał raz po raz na nowo go przeżywać. Ciało bolesne może ci się wydawać niebezpiecznym potworem, na którego nie masz odwagi spojrzeć, ale zapewniam cię: to tylko zwiewne widmo, nie oprze się zatem potędze twojej przytomności. (…) Kiedy zaczynasz je obserwować, kiedy czujesz w sobie pole jego energii i ogarniasz je uwagą, pryska łącząca cię z nim więź utożsamienia. Pojawia się wyższy wymiar świadomości: przytomna obecność. Jesteś teraz świadkiem, obserwatorem poczynań ciała bolesnego. Znaczy to, że nie może ono już cię wykorzystywać, podszywając się pod ciebie, ani regenerować się, czerpiąc z ciebie soki. Odnalazłeś najgłębsze źródło siły wewnętrznej. Dotarłeś do potęgi teraźniejszości.
Eckhart Tolle „Potęga teraźniejszości” Galaktyka 2010
Brak komentarzy